.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Powrót + krótka notka


  • Minęły 2 długie tygodnie, które spędziłam w deszczowym centrum Londynu. Trafiłam z koleżanką do rodziny z Pakistanu, co mnie dobiło. Pocieszał mnie tylko fakt, że spędzałam w domu zaledwie noce.

Nie będę się rozpisywać, więc ogólnie rzecz biorąc wyjazd zaliczam do udanych.
+ dla niektórych zainteresowanych, nie spotkałam żadnej sławy co nie jest wielką niespodzianką :)

  • Co do opowiadania, to mam niestety smutną wiadomość. Miałam nadzieję, że jakieś miejsce, osoba lub cokolwiek natchnie mnie na napisanie kolejnego tomu. A prawda jest taka, że żaden pomysł związany z Chealsy, nie przyszedł mi do głowy. Totalna pustka. Sama jestem lekko zawiedziona, ale to nie oznacza, że kończę z pisaniem.

  • Któregoś dnia, wracając z wycieczki wpadł mi do głowy całkiem ciekawie zapowiadajcy się pomysł, na napisanie nowego opowiadania. Będzie się ono stanowczo różniło od tego ale mam nadzieję, że polubicie historię równie mocno.

Prolog postaram się dodać jak najszybciej a pierwszy rozdział ukaże się pod koniec wakacji, jak większość wróci już do domu i jak ja to nazywam "wszystko wróci do normalności".

dodawajcie do obserwowanych i wyczekujcie prologu. Carrie


Mam nadzieję, że was nie zawiodłam, tym, że nie będzie kolejnych losów poprzednich bohaterów, ale nie chciałam pisać na siłę. Obiecuję, że kiedyś jeszcze wrócę do pisania o Chealsy i Spencerze, bo ich historia jeszcze się nie skończyła.

Tumblr_m2j6u530kv1rrori1o1_r1_500_large

sobota, 7 lipca 2012

Rozdział 38 - Koniec I-szego tomu


Stałam dobrą godzinę zastanawiając się nad sensem życia. Myślałam też dużo nad poronieniem Emily, która nie zdając sobie sprawy, że ktoś prócz niej zna prawdę, zapewne będzie udawać przed Spencer’em, że wszystko jest okej. Ja jednak nie chciałam dać za wygraną i postanowiłam przy najbliższej okazji wygarnąć wszystko dziewczynie, nie zważając na konsekwencje. Pogrążona w rozmyślaniach, nie zauważyłam, że znacznie się schłodziło a większość gwiazd zakryły chmury, zwiastujące burzę.
- Skarbie kładź się spać. – Wyrwała mnie z przemyśleń mama.
- Już idę. Chwilka.
- Nie rozpakujesz? – Obracała w dłoniach prezent od Spencer’a.
- Jasne. – Odstawiłam kakao i sięgnęłam po pudełko.
- Widać, że chłopakowi zależy. – Uśmiechnęła się. – Nie każdego stać na to, żeby w święta zostawić rodzinę i przyjść do dziewczyny.
- Być może zależy… - Odwiązałam kokardę.
- Coś nie tak?
- Eh…Czasem po prostu myślę, że to mi bardziej zależy. – Westchnęłam.
- A mi się wydaję, że czasami za dużo już myślisz. – Spojrzała na mnie spode łba. – A właśnie, co z tym twoim znajomym z Florydy?
- Lewis’em? – Spytałam lekko przestraszona.
- Nie wiem. W każdym razie błagał mnie o twój adres. Wybacz, ale śmiać mi się chciało jak powiedział, że to sprawa życia lub śmierci.
- No przyjechał, pogadaliśmy… - Obracałam pudełeczko w dłoniach. – I pojechał…
- A powiesz mi, dlaczego to było takie ważne?
- Nie chcę już o tym mówić. – Potrzęsłam głową. – Dla mnie to skończony temat i już.
- Jak chcesz. – Skierowała się ku drzwiom. – Nie stój za długo.
Kiedy zniknęła za rogiem, z powrotem obróciłam się w stronę barierki i kontynuowałam otwieranie prezentu. Wreszcie dogrzebałam się do małego woreczka w prążki ze złotym napisem LILOU. Pociągnęłam za sznurek, a moim oczom ukazała się złota zawieszka w kształcie koniczynki zawieszona na miętowym sznureczku. Chwyciłam w palce bransoletkę i dokładnie, acz ostrożnie się jej przyjrzałam. Jednak największą moją uwagę przykuł wygrawerowany napis na koniczynce „be like a tear”. Serce zaczęło bić mi szybciej a oddech znacznie przyspieszył. Poczułam nagłą chęć zobaczenia Spencer’a, właśnie tu, właśnie teraz. Pohamowałam się jednak z tym napływem emocji i delikatnie zawiesiłam bransoletkę na nadgarstku. Sentencja o łzie dała mi wiele do myślenia. Stwierdziłam, że łza będzie odpowiednikiem znamienia, jakie szpeci lub zdobi nasze dłonie. Jednak „być jak łza” wymagało o wiele więcej ode mnie. Przejechałam jeszcze raz palcami po zawieszce, podczas gdy za plecami usłyszałam chrząknięcie.
- Już idę. – Wywróciłam oczami, po czym wziąwszy pusty kubek wróciłam do domu. Wyjęłam przygotowane wcześniej prezenty ze schowka i położyłam pod choinką a następnie wróciłam do pokoju. Zdjęłam sukienkę, którą zamieniłam na piżamy, a zmęczone stopy wsunęłam w pluszowe kapcie. Zmyłam dokładnie makijaż i rozczesawszy splątane włosy, położyłam się do łóżka.
Rano obudził mnie dźwięk kolęd puszczanych ze starego adaptera, który mój ojciec kupił na wyprzedaży staroci za grosze. Zwinnym ruchem zeskoczyłam z łóżka i szybko zbiegłam ze schodów kierując się do salonu.
- Jak się spało skarbie? – Spytała mama, całując mnie w czoło.
- Całkiem dobrze. – Odparłam siadając do stołu.
- Widzę, że Mikołaj w tym roku obrabował bank. – Zaśmiała się krojąc pieczywo.
Obróciłam głowę i spojrzałam na choinkę, pod którą roiło się dziesiątki prezentów, zawiniętych w różnokolorowy papier.
- Wow. – Cmoknęłam. – Gdzie tata?
- Tutaj. – Wtrącił ojciec, wchodząc do domu. – Przepraszam, ale dzwonili z baru. Niestety będę musiał się zaraz zbierać, bo przez tą burzę spaliło nam dwie lodówki i zamrażarki. – Powiedział niedowierzając.
- Przebierz się Drew, bo śniadanie czeka. – Zwróciła się do niego mama, siadając do stołu.
- To znaczy, że nawet nie rozpakujesz z nami prezentów? – Spytałam.
- Ohh skarbie…- Spojrzał na mnie z czułością. - Widzisz no… - Przeniósł wzrok na mamę.
- Ojciec chce powiedzieć, że do baru pojedzie potem, a teraz spokojnie zjedzmy śniadanie. – Wtrąciła mama.
Na stole głównie dominowały niedojedzone potrawy z wczoraj oraz te nawet niezaczęte. Nie chcąc zrobić mamie przykrości, spróbowałam chyba wszystkiego, co stało na stole. Najedzona, wraz z rodzicami podeszliśmy do choinki i jak na najmłodszą z klanu przystało, po kolei rozdawałam prezenty. Rozpakowując po kolei każde pudełko, oglądałam dokładnie jego zawartość, nie mogąc wyjść z podziwu, jak w tym roku wyjątkowo udało się spędzić święta w miłej atmosferze. Po opróżnieniu wszystkich pudełek, w których znajdowały się: nowy telefon komórkowy, srebrne kolczyki (wkręty) w kształcie serduszek wypełnione cyrkoniami, kosmetyki i ubrania, zaniosłam to wszystko do pokoju, wyrzucając papiery do kosza. Następnie z powrotem wróciłam do salonu i rozłożyłam się na kanapie.
- O nie nie! – Usłyszałam głos mamy. – Nie spędzisz tak świąt, leżąc na kanapie i oglądając kreskówki. – Usiadła obok mnie.
- Czemu nie?! Masz jakieś inne plany? – Spytałam rozleniwiona.
- A mam! – Cmoknęła. – Co powiesz na kino?
- Kino? Z tobą?
- Ej… - Rzuciła mnie kapciem. – Nie bądź niemiła. Kiedyś ciągle chodziłaś z ojcem na jakieś bajki.
- Mamo.. – Podniosłam się na łokciach. – Kiedyś…czyli dziesięć lat temu. Byłam małą dziewczynką.
- Oj proszę kochanie… - Zrobiła maślane oczy.
- Ughh no dobrze. – Westchnęłam. – Ale ja wybieram jakiś film! – Krzyknęłam schodząc z kanapy.
Pobiegłam na górę i przebrałam się w czarne rurki i czarny top a na ramiona zarzuciłam czerwoną koszulę w kratę. Włosy związałam w kucyka i w ekspresowym tempie uwinęłam się z makijażem. Po 20 minutach zeszłam gotowa na dół.
- Możemy jechać? – Spytała mama, zakładając kurtkę.
- No raczej tak.
Wyszłyśmy przed dom i ruszyłyśmy w stronę mojego samochodu. Wyjęłam kluczyki i wsiadłszy do środka, odpaliłam silnik, odjeżdżając z piskiem opon.
Jadąc do najbliższego kina, spostrzegłam, że ulice świeciły pustkami w przeciwieństwie do mijanych domów. Pod każdym stał wąż samochodów, a przez okna widać było całe pokolenie, siedzące przy stole. Taki widok towarzyszył nam aż do samego Polson, gdzie znajdowało się kino. Zaparkowałam auto na parkingu, a następnie poszłam wraz z mamą w stronę niewielkiego budynku. Weszłyśmy do środka, od razu podchodząc do wielkiej tablicy z rozpiską granych filmów. Przejechałam palcem szukając odpowiedniego, gdy w pewnej chwili zobaczyłam stojącą przy toaletach Emily. Ubrana w czerwony sweter, dziwnie zaokrąglony na brzuchu, uśmiechała się promiennie, czytając coś w telefonie. Na jej widok oddech mi przyspieszył, a serce zaczęło bić szybciej. Jak najszybciej chciałam do niej podejść i wygarnąć jej prosto w twarz, co o niej myślę.
- Mamo…wybierz sama jakiś film, a ja zaraz wrócę. – Poklepałam ją po ramieniu i odeszłam w stronę dziewczyny.
I tak właśnie nadarzyła się okazja. Moja jedyna szansa, na zmienienie czegoś na lepsze. Na zmienienie mojego życia o sto osiemdziesiąt stopni. Wreszcie miało być lepiej, miały zniknąć te wszystkie czarne chmury, które unosiły się nade mną od dobrych 2 miesięcy. Wreszcie to ja miałam być górą.
Podeszłam zdecydowanym krokiem do dziewczyny, która zauważając mnie spojrzała na mnie z pogardą.
- Długo zamierzasz tak wszystkich okłamywać? – Powiedziałam donośnym głosem.
Mogłam sobie na to pozwolić, bo korytarz był pusty, a po kinie ogólnie szwędało się kilku singli.
- Nie wiem, o czym ty mówisz. – Odparła Emily.
- Hahaha no tak, być może nie wiesz. – Zaśmiałam się szyderczo. – Ale nie wiesz też o pewnym wydarzeniu, którego niestety byłam świadkiem. – Obeszłam ją do okoła.
- O czym ty mówisz?! – Domagała się wyjaśnień zdezorientowana dziewczyna.
- Niecały tydzień temu, byłam w przychodni. Czekałam pod gabinetem czekając na swoją kolej, gdy nagle usłyszałam krzyk: „Jak to dziecko zniknęło?!”. Za chwilę z gabinetu wybiegłaś ty, cała zapłakana.
Dziewczynie zaszkliły się oczy.
- Nie masz dowodów! – Wrzasnęła.
- Owszem mam. Najlepszym, będzie twoje ostatnie USG. A co do świadków, to jest ich wiele, więc droga Emily… - Uśmiechnęłam się. – Wpadłaś po raz kolejny.
- To nie tak jak myślisz! – Zaczęła panikować.
- Nie? Chyba jednak tak. – Udałam zmartwienie. – Córeczka burmistrza…. – Zaczęłam. – Oczko w głowie tatusia, zawsze najważniejsza…najlepsze ciuchy, kosmetyki. No cóż tytuł zobowiązuje. Mając u boku chłopaka, w którym bujają się wszystkie dziewczyny w szkole to nie lada wyzwanie. Ale w pewnym momencie coś zaczęło się psuć. – Rozłożyłam ręce.
- Ten moment, to twoje pojawienie się w szkole. – Syknęła dziewczyna.
- Nazywaj to jak sobie chcesz. – Wywróciłam oczami. – Zaczęło się psuć do tego stopnia, że byliście na skraju zerwania. Wiedziałaś, że jedynym sposobem, żeby zmusić Spencer’a do bycia z tobą jest ciąża. Specjalnie zwabiłaś go do siebie, wypełniając swój plan. Po dowiedzeniu się o ciąży byłaś w siódmym niebie, a dodatkowo reakcja chłopaka jeszcze bardziej cię uskrzydliła. Wszystko wróciło do normalności. Znów było jak kiedyś. Do momentu ostatniej wizyty. Utrata dziecka oznaczała tylko i wyłącznie utratę samego Spencer’a. Długo zamierzałaś jeszcze zwlekać? Kiedy zamierzałaś mu powiedzieć, co?
- To wszystko nie tak! – Wychlipała.
- To może powiesz mi, co tak naprawdę się działo przez te dwa miesiące?!
Wyjątkowo nie wzruszył mnie ani trochę widok płaczącej dziewczyny. Nie odczuwałam również satysfakcji, bo nie o to mi chodziło. Usatysfakcjonowana będę dopiero jak Spencer dowie się o tym wszystkim.
- Kiedyś byliśmy nierozłączni. Tylko ja i on. Było nam ze sobą dobrze. Miałam grono przyjaciółek od serca. Potem pojawiła się niepowtarzalna okazja dla mojego ojca. To właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Zmiana małego domu na ogromną willę. Nowi znajomi, lepsze i droższe rzeczy...Momentalnie straciłam znajomych. W domu też byłam sama. Ojca nigdy nie ma, a matka ciągle siedzi u koleżanek. Wyżywanie się na innych mi pomagało. Elita szkolna od razu mnie zaakceptowała, a ja dostałam się do cheelederek, zostając potem ich kapitanem. Miesiące mijały a ja zapatrzona w nowe koleżanki traciłam Spencer’a. W końcu pojawiłaś się ty. Widziałam cię już pierwszego dnia, ale nie byłaś dla mnie żadnym zagrożeniem. Takiego wtedy byłam zdania. Gdzie ci tam do mnie. Zmieniłam dopiero zdanie, jak zobaczyłam jak on na ciebie patrzy, jak się świetnie dogadujecie, jak się spotykanie. Zachowywaliście się tak jak my kiedyś. Czułam się samotna, więc poszłam do niego…do Chase’a. Przespałam się z nim, bo po prostu tego potrzebowałam. Chciałam nie być gorsza. Po 2 dniach zrobiłam test, bo źle się czułam. Doskonale wiedziałam, że będzie negatywny… i tu doznałam szoku. Byłam w ciąży, a ojcem dziecka był Chase. Byłam święcie przekonana, że teraz już na pewno Spencer mnie zostawi. W końcu postanowiłam powiedzieć, że to dziecko Spencer’a, wcześniej się z nim przespawszy. Wszystko szło na dobrej drodze, aż do badania kontrolnego. Okazało się, że poroniłam i nie będzie żadnego dziecka. Nie będzie żadnego mnie i Spencer’a. Nic nie będzie.
- A co teraz byś robiła? Brzuch coraz bardziej byłoby widać. – Powiedziałam.
- Nie wiem. Nie myślałam nad tym. – Oznajmiła, wycierając spływające łzy.
- Zamierzałaś mu powiedzieć? – Spytałam z niedowierzaniem.
- Na razie nie. – Spuściła głowę. – Proszę, obiecaj, że mu nie powiesz!
Podniosłam głowę wyżej i spostrzegłam stojącego za dziewczyną Spencer’a.
- Emily… Ja..- Zająknęłam się. – Ja nie mogę…
Dziewczyna, zdezorientowana obróciła głowę i spostrzegła stojącego chłopaka.
- Spencer! Daj mi się wytłumaczyć. – Krzyknęła przez łzy.
- Myślę, że wiem aż za dużo. – Powiedział chłodno i ruszył ku wyjściu.
- Spencer! Spencer! Nie zostawiaj mnie tu samej! – Wplotła palce we włosy. – Zadowolona? O to ci właśnie chodziło?! – Zwróciła się do mnie.
- Nie. – Oznajmiłam. – Ale jestem usatysfakcjonowana, bo powiedziałaś mu to sama. O to mi tylko chodziło. Na razie. – Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z korytarza.
Zobaczyłam siedzącą na fotelu matkę, nerwowo przebierając nogami.
- Gdzie ty byłaś?! – Podniosła się z siedzenia, widząc mnie.
- W toalecie.
- Tyle czasu?!
- No cóż w ostatnim czasie dużo zjadłam. – Zaśmiałam się klepiąc się po brzuchu. – Wybrałaś coś?
- Właściwie to tak, ale czekam na twoje propozycje. Myślałam nad „Jingle Beals we dwoje”
- O nie. Precz z filmami romantycznymi. Idziemy na „Świąteczna masakra” w 3D.
Wyjęłam portfel i zanim mama zdołała coś powiedzieć poszłam do kasy, gdzie kupiłam bilety. Następnie kupiwszy popcorn i colę udałyśmy się do pustej sali, w której leciały już reklamy. Szczerze mówiąc, to nie skupiałam się na filmie, a na Spencerze, którego zostawiłam w takim stanie. Jednak uważam, że powinien to najpierw przemyśleć w samotności, bez osób trzecich.
Seans skończył się szybciej niż oczekiwałam. Wyszłyśmy z sali bez słowa, jednak sądząc po minie mojej mamy, film nie zbyt bardzo przypadł jej do gustu.
- Jedziemy już do domu? – Spytałam wsiadając do auta.
- O tak. Źle się czuję. – Odparła, zapinając pasy.
Odpaliłam silnik i ruszyłyśmy z powrotem do domu.
Po niecałej godzinie byłyśmy na miejscu. Weszłam do domu i po zabraniu z kuchni mleka, poszłam na górę do pokoju. Założyłam słuchawki na uszy i opadłam na łóżko. Leżałam dobre 10 minut, kiedy poczułam czyjś dotyk. Przerażona otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach.
- Spencer? – Krzyknęłam z niedowierzaniem i rzuciłam się chłopakowi na szyję.
Zdążywszy zdać sobie sprawę z niezręczności, jaka zapadła, odskoczyłam gwałtownie od chłopaka.
- Chealsy tak bardzo chciałbym cię przeprosić... – Zwrócił się do mnie, chwytając mnie za dłonie. – Wiedziałaś, jaka ona jest, a ja nie chciałem cię słuchać.. Tak, wiem głupi jestem. Może to brzmi banalnie i masz mnie za kompletnego palanta, ale dla mnie to cholernie ważne. – Spojrzał mi w oczy.
Zasłuchana, nie chciałam mu przerywać. Niech dokończy to, co zaczął.
- Czemu nic nie mówisz?! – Zadrżał mu głos.
- A co mam powiedzieć. Nie chcę cię dobijać słowami w stylu „a nie mówiłam”. To nie o to chodzi. Od dłuższego czasu znałam prawdę, ale chciałam żeby to ona sama ci ją powiedziała. Żebyś usłyszał te wszystkie rzeczy z jej ust. – Powiedziałam wreszcie.
- Ale skąd wiedziałaś, że…
- Nie wiedziałam. – Przerwałam mu. – Samo tak wypłynęło i w dobrym momencie się pojawiłeś. – Wzruszyłam ramionami.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mogę zacząć od nowa. Wreszcie się od niej uwolniłem. To takie uczucie, jakby ktoś rozpiął mi kajdanki, jakby z serca spadł mi ciężar….ehhh. – Schował głowę w dłoniach.
- Spencer… - Chwyciłam jego palce.
- Kocham cię wiesz? – Szepnął spoglądając mi w oczy.
- Ja ciebie też. – Odparłam z przekonaniem.
- Wiem. – Wyszczerzył się. – Widziałem..
- Co? – Spytałam zdziwiona.
- Nic nic. – Uśmiechnął się.
- No już zacząłeś to mów.
- Tego dnia, jak cię ratowałem nad jeziorem, jedyną szansą na to, że przeżyjesz było wchłonięcie się w ciebie. I wtedy właśnie zobaczyłem to wszystko, co do mnie czujesz.. – Pokręcił głową.
- To, dlaczego zaraz po tym oświadczyłeś, że planujesz pobrać się z Emily?! – Krzyknęłam zbulwersowana.
- Mówiłem ci, że głupi byłem. Proszę wybacz mi. Obiecuje, że już nigdy nie popełnię tak dużego błędu. Tylko ty i ja. Nikt więcej.
- Wiesz, co? Mam lepszy pomysł. – Uśmiechnęłam się. – Nic sobie nie obiecujmy. To życie pisze scenariusze, a my jesteśmy jedynie marionetkami. Być może przeżyjemy wiele kryzysów, ale jeśli mamy być razem, to wyjdziemy z nich z podniesioną głową.
- Mi pasuje. Umowa stoi? – Podniósł rękę.
- Stoi. – Uścisnęłam dłoń, podczas gdy Spencer gwałtownie zbliżył się ku mojej.
- Poczekaj. – Wtrąciłam. – Wyjaśnisz mi dlaczego akurat tą sentencję wybrałeś? – Potrząsnęłam nadgarstkiem.
- „be like a tear” – Przeczytał. – Być nieskazitelnie czystą, prawdziwą i tą jedyną. Poza tym łza to szczególny symbol dla nas obojga, ale nie przez znamię wybrałem to. – Spojrzał na moją smutną minę. – Uśmiechnij się. Każda łza jest dowodem, że życie znów wygrało.
- Ughhhh nie lubię jak mówisz cytatami, bo wtedy już stuprocentowo wiem, że masz rację. – Uśmiechnęłam się.
- Taki szczegół. – Powiedział składając na moich ustach gorący pocałunek.

Dopiero ten pocałunek uważam za nasz pierwszy. Wszystko, co robiliśmy od tej pory uważałam za nasze pierwsze. Wszystko nabrało sensu. Ja odzyskałam chęć życia, Spencer wyraźnie odżył. Po powrocie do szkoły całej naszej paczce udzielało się nasze szczęście. Zresztą nie tylko my zmieniliśmy stan związku. Zerwanie Dave’a i Polly być może okaże się sposobem na narodzenie się nowego romansu. Być może Dave’a i Amy. Wydarzenia z ostatnich 2 miesięcy utwierdziły mnie w przekonaniu, jak krucha może być miłość. Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Można strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach serc, ale ona jest sprytniejsza i wie jak przeżyć, kiedy jesteśmy na skraju kryzysu. Są tacy, którzy uciekając od cierpienia z powodu utraconej miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. W nim, bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. Moim zdaniem życie jest szansą na dowiedzenie się, czym jest miłość, przyjaźń, ale i również rozpacz lub rozstanie. Wszystkiego tego już doświadczyłam, ale to nie oznacza, że przeżyłam już wszystko. Doznałam dopiero garści tego, co jeszcze na mnie czeka. I pomimo, że smutek przeplata się z radością jak warkocz, to jednak gdyby nasze istnienie polegało jedynie na życiu w szczęściu to, co to by było za życie? Z czasem stałoby się ono monotonne. A właśnie przez chwile smutku, uczymy się na błędach, które popełnialiśmy, popełniamy i będziemy popełniać. Jednak nie warto ich rozpamiętywać. Musimy podnieść wysoko głowę i iść przez życie z uśmiechem na twarzy. I jak ktoś kiedyś powiedział: „Życie, choć krótkie, często jest morzem łez i niepowodzeń. Kiedy stracimy coś, co pokochaliśmy, trudno nam jest zacząć żyć na nowo. Iść dalej. Robić postępy. Czas leczy rany, ale nigdy nie usunie blizn. Na pewien sposób rodziny się nowi, bardziej wrażliwi, choć często zamknięci w sobie. Wtedy już wszystko zależy od naszego otoczenia –jeśli ktoś życzliwy pokaże nam, że świat nie jest pułapką, z czasem otworzymy się z powrotem, choć trudno będzie znów zaufać. Już zawsze będzie kierować nami strach, że jeśli zaufamy, znów stracimy.”
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Łał kochani, udało mi się napisać tak jak obiecałam dłuższy. W sumie zarwałam dobre dwie nocki, bo siedziałam do 5:30 nad ranem. Nie wiem czy jesteście zadowoleni z takiego zakończenia, bo wiem, że niektórzy byli za Scott'em.
Tak jak wiecie to nie jest koniec losów tych bochaterów, bo niedługo znów zacznę pisać. Narazie jednak postanowiłam odpocząć i naprawdę nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział. Jedyny plus jest taki, że biorę ze sobą laptopa do Londynu, więc jak coś mi przyjdzie do głowy i będę miała czas to napiszę. A teraz mój monolog:
Chciałabym wam podziękować za ponad 2 miesiące, które były dla mnie świetne.
Czytałam wasze komentarze, które zachęcały mnie do dalszego pisania. Nie będę wymieniała komu dziękuje, więc zwracam się do was wszystkich, które zostawiły choć jeden komentarz na mojej stronie z jednym wielkim DZIĘKUJĘ.
Doczekałam się 46 754 odwiedzin. Osobom z Wielkiej Brytanii (761), Irlandii (264), USA (516), Szewcji (177), Belgi (175), Litwy (164), Niemiec (158), Rosji (131), Turcji (33), Hongkongu (19), Grecji (5) oraz tych, którzy niestety mi się niewyświetlają ale ich pamiętam: z Malezji, Filipin, Hiszpani, Portugalii, Japonii, Islandii, Brazylii, Kanady, Białorusi, Ukrainy, Meksyku, Węgier, Australii i Włoch jedno wielkie dziękuję.
203 obserwatorów, 1842 komentarzy. Jesteście świetni.
Gdyby nie moje wyjazdy inaczej by się to potoczyło, ale w sumie trzeba kiedyś odpocząć. Dlatego niedługo wracam i czekajcie na nowy wpis <33

Picc-b8erw5jnk-418160-394-353_large

527588_3288792746205_735590757_n_large

wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 37

Sprzątaliśmy dobre dwie godziny, męcząc się z oknami, podłogą, lodówką i szafkami. Łazienki sprzątać zamiaru nie miałam. Niech ojciec się wysili choć trochę. W salonie wystarczyło odkurzyć dywan i przetrzeć kurz, bo ogółem panował porządek. Nie zmienia to faktu, że po całym dniu zarówno ja, jak i Spencer byliśmy wykończeni. Po uprzątnięciu wszystkiego padliśmy na kanapę.
- Ledwo żyję. – Wydusiłam z siebie poprawiając poduszkę pod głową.
- Nie no, nie jest tak źle. – Uśmiechnął się.
Przekręciłam się na bok, czując obolałe plecy.
- Uwierz, jest. – Wymusiłam uśmiech.
- Kupiłaś już wszystko na święta? – Zmienił temat.
- Teoretycznie to tak. Prezenty są, choinka i jedzenie też, więc w sumie czekam na mamę tylko z pieczeniem ciasta.
- Kiedy przyjeżdża? – Spytał.
- Dzisiaj rano miała samolot, ale nie mówiła dokładnie o której. Będzie pewnie pod wieczór. – Spojrzałam na zegarek. -  Za jakieś 2 godziny.
- To będę się zwijał w takim razie. – Podniósł się z kanapy.
- No a co z podziękowaniami za dzisiejszą pomoc? – Wyszczerzyłam się.
- Spokojnie. – Założył kurtkę i skierował się do drzwi. – Będzie jeszcze milion okazji. – Dał mi buziaka w policzek.
- Wesołych świąt! – Krzyknęłam.
- Co jak co, ale ja mam jeszcze zamiar odwiedzić cię w święta. – Puścił oczko, po czym zniknął za drzwiami.
Udałam się do salonu, gdzie chodziłam w kółko dobre 15 minut zastanawiając się, co robić. W końcu usłyszałam sygnał dochodzący z łazienki. Poszłam na górę, skąd wyjęłam z pralki uprane skarpetki ojca. Rozwiesiłam pranie zajmujące całe 4 sznury w wyniku, czemu łazienka stała się jedną wielką suszarnią. Potem zeszłam ponownie na dół i zdjęłam z salonu firanki, zastępując je świątecznymi zasłonami. Nie minęła godzina, usłyszałam dzwonek do drzwi. W podskokach trzymając w ręku kosz z firankami, pobiegłam do przedsionka i otworzyłam drzwi.
- Mama?! – Krzyknęłam, rzucając się jej na szyję.
- Hej skarbie. – Przytuliła mnie mocno wchodząc do środka. – Przepraszam, że tak późno, ale podjechałam jeszcze do kwiaciarni, kupić jakieś kwiaty na stół.
- Oj nie trzeba było. – Wzięłam od niej bagaż. – Rozgość się, a ja pójdę tylko odnieść firanki na górę.
Pobiegłam czym prędzej na górę rzucając w kąt materiał, po czym zeszłam do salonu.
- Muszę przyznać, że ładnie się tutaj urządziliście. – Oznajmiła mama jeżdżąc dłonią po kuchennym blacie.
- Eee tam.. normalnie. – Wzruszyłam ramionami. – Podróż się udała? Nie było żadnych problemów?
- Samolot miał lekkie opóźnienie a sam lot minął bardzo szybko. Jedzenie pokładowe było tylko takie sobie. – Zaśmiała się.
- Nic nowego. – Machnęłam ręką.
- A gdzie Drew? – Spytała, rozglądając się po salonie.
- Śpi. W knajpce było wesele i całą noc czuwał w niej, więc jest wyczerpany, ale powinien niedługo się już obudzić. – Wyjaśniłam.
- Ahh no dobrze. – Wzruszyła ramionami. – Przywiozłam ze sobą ciasto z budyniem, które wczoraj upiekłam. – Wyjęła z torby ogromną blachę i postawiła ją na szafce. – No i oczywiście mam twoje ulubione… - Uśmiechnęła się, sięgając do torby.
- Czyżby jabłka z cynamonem?! – Oblizałam się.
- Otóż to! – Wyjęła słoik wypełniony słodyczą po brzegi.
- Mamoo nie trzeba było.
- Trzeba było i nie marudź już. – Postawiła obok ciasta.
- Dziękuję i tak. – Przytuliłam ją. – Pewnie jesteś zmęczona i chcesz się odświeżyć?
- No nie ukrywam, że trochę mnie wymęczyła podróż. – Uśmiechnęła się.
- Tutaj naszykowałam ci czyste ręczniki. – Wskazałam łazienkę. – Jakbyś chciała coś zjeść to nie krępuj się, bierz z lodówki co chcesz. – Uśmiechnęłam się. – Jak coś będę na górze.
Pobiegłam do pokoju zostawiając mamę samą w salonie i weszłam na Fb. Miałam nieodebraną wiadomość od Dave’a, z propozycją jutrzejszego wyjścia do kina na „Gorączkę Świątecznej Nocy”. Jako, że jutro już są święta nie przyjęłam zaproszenia, ale namówiłam go żeby chociaż ten okres spędził z rodzicami, z którymi od lat ma kiepskie kontakty. Po wylogowaniu, poprzeglądałam jeszcze portale plotkarskie, od których czytania, oderwał mnie krzyk z dołu. Zamknęłam laptopa i zerwawszy się z łóżka, pobiegłam na dół.
- Co się stało?! – Wrzasnęłam do stojącego przy łazience ojca.
Ten jednak nic nie odpowiadał tylko spuścił głowę w dół, kiedy mama wyszła z łazienki.
- Haloooooo?! Odpowie mi ktoś?! – Domagałam się wyjaśnień.
Mama spojrzała na ojca, który nadal unikał jej wzroku dając do zrozumienia, że ona ma odpowiedzieć.
- Brałam prysznic i po prostu twój ojciec wszedł do łazienki. – Powiedziała z wyrzutem.
- Nie specjalnie! – Wciął się.- Co się dopiero obudziłem i wszedłem do łazienki myśląc, że nikogo nie ma, bo siedziałaś na górze. – Wyjaśnił.
- Tyle, że ja akurat wychodziłam zupełnie naga a twój ojciec wparował do łazienki. – Dokończyła.
- Kobieto, już ci mówiłem, że..!
- Możecie przestać? Bo na serio zaczynam żałować decyzji o wspólnych świętach. Było minęło jesteś ubrana. – Wskazałam na matkę. – Poza tym chyba po ślubie widział cię nagą, więc takie krótkie przypomnienie po rozwodzie nie zaszkodzi. A teraz cicho być, bo zresztą pewnie i tak całą ulicę wybudziliście.
- Przecież jest wcześnie. – Wrzasnął ojciec.
- Wcześnie? – Wskazałam na zegarek. – 1:40 to jest twoje wcześnie?! – Wywróciłam oczami. – Tata na górę do siebie, a ty mamo, masz tu rozłożoną już kanapę. Pościel leży na fotelu. Dobranoc wszystkim.
Wróciłam do pokoju, wzięłam prysznic a następnie przebrana w piżamy wskoczyłam do łóżka.
Obudziłam się dość późno jak na mnie bo o 9:00. Zwykle przyzwyczajona byłam do wstawania punkt szósta, więc to była dla mnie nowość. Wygramoliłam się z łóżka i ślamazarnym krokiem zeszłam na dół. Na korytarzu było już czuć zapachy typowo świąteczne a dodatkowo ktoś jeszcze włączył kolędy co wprawiło mnie w lekkie podirytowanie. Weszłam do kuchni, gdzie spotkał mnie niecodzienny widok: mama uczyła smażyć naleśniki mojego ojca, przy czym oboje świetnie się bawili.
- Heeej…? – Powiedziałam lekko zachrypniętym głosem. – Co ty się…? – Spojrzałam na nich.
Rodzice odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Dzień dobry skarbie. – Odchrząknęła mama wyjmując z piekarnika stos pierniczków.
Podeszłam do lodówki, skąd wyjęłam zimne mleko i upiłam łyk prosto z kartonu. Kątem oka spostrzegłam rodziców, którzy wrócili do wysyłania sobie zalotnych uśmieszków.
Odstawiwszy z powrotem karton z mlekiem do lodówki, powiedziałam:
- Szczerze to was nie ogarniam i nawet nie będę się starała was zrozumieć. Tylko chore, że wczoraj byliście skłonni pozabijać się na miejscu a dzisiaj zachowujecie się jak przykładne małżeństwo.
Ojciec na ostatnie dwa słowa, lekko się wzdrygnął. Podejrzewam, że przez myśl przeszły mu te wszystkie najgorsze wspomnienia z moją matką w roli głównej.
- Kochanie.. – Zwróciła się do mnie matka. – My po prostu wzięliśmy sobie do serca twoją wczorajszą radę i nie zamierzamy psuć ci świąt. – Wyjaśniła.
- Taa. – Wywróciłam oczami i rozłożyłam się na kanapie z pilotem w ręku włączając kreskówkę kojarzącą się ze świętami „Grinch: Świąt nie będzie” z 2000 roku. Do tej bajki miałam niezwykły sentyment, bo miałam zwyczaj oglądać ją w każde święta odkąd skończyłam 5 lat. Oczywiście nie dane mi było się nią nacieszyć, bo mama kazała iść mi się ubrać a potem jej pomóc.
Zła jak osa, powędrowałam na górę, gdzie przebrawszy się ze sweter z motywem norweskim oraz ciepłe skarpety zeszłam z powrotem na dół.
- Gdzie tata? – Spytałam związując włosy w kucyka.
- Pojechał po prezent. – Odparła wałkując ciasto.
- Dopiero? – Zdziwiłam się. – Co chcesz żebym zrobiła? – Podwinęłam rękawy.
- Możesz nakładać lukier na ciastka i jakoś je udekorować.
- Okej. – Wzięłam pojemnik z płynną masą i z wyobraźnią dekorowałam ciasteczka. Praca niby prosta i przyjemna, a okazała się niezwykle męczącą przez precyzję z jaką trzeba nakładać lukier. Po skończeniu zabawy w cukiernika, przyszedł czas na doprawienie indyka, który dochodził w piekarniku oraz upieczenie ciasta. Równo o 14:00 skończyłyśmy nakrywać do stołu. Mama wysłała mnie na górę i kazała zacząć się szykować. Przez sprawy związane z organizacją świąt zupełnie zapomniałam o jakimkolwiek przebraniu. Na polecenie matki widocznie zmartwiła mi się twarz, lub wykrzywiło ją moje zakłopotanie, bo bez namysłu sięgnęła do torby i wyjęła duże złote pudełko, mówiąc, że przejrzała mnie na wylot. Tak, więc z „niespodzianką” powędrowałam do pokoju i położyłam pudełko na łóżku. Rozwinęłam błękitną wstążkę, podniosłam wieczko i moim oczom ukazała się miodowa sukienka przed kolano z czarną stójką. Wyjęłam ją z pudełka dokładnie oglądając a następnie powiesiłam na wieszaku i czym prędzej pobiegłam do łazienki. Dokładnie ogoliłam nogi, umyłam włosy, które następnie wyprostowałam, a na końcach zrobiłam fale. Następnie nałożyłam podkład, przypudrowałam nosek, rzęsy pociągnęłam maskarą a na policzki nałożyłam delikatny róż. Usta zaś pomalowałam jasnozłotym błyszczykiem, który mienił się niczym diamenty. Gotowa, założyłam sukienkę, do której dobrałam czarne botki z obcasami w czarnych kryształach oraz czarną ramoneskę.
Z biżuterii postawiłam na wkręty – czarne kokardy z tiulu oraz czarno – srebrną bransoletkę. Przeglądając się w lustrze słyszałam krzątanie się obojga rodziców, którzy wymieniali się uwagami dotyczącymi wyglądu. Wybiła 17:00, więc wszyscy zeszliśmy na dół do jadalni, gdzie stał pięknie nakryty stół zastawiony po brzegi najróżniejszymi przystawkami. Mama postawiła na klasyczną małą czarną z rozkloszowanym dołem a ojciec wybrał czarny smoking. Najpierw jednak mama podała indyka, którego ojciec zachwalał a następnie zajadaliśmy się pozostałymi półmiskami. Na deser we dwie podałyśmy upieczone wspólnie pierniczki oraz cynamonowe ciasteczka wraz z ciastem z budyniem i tartą cytrynową. Dużo się śmialiśmy, rozmawialiśmy i wspominaliśmy jak za dawnych lat. Rodzice naprawdę postarali się i w ten wieczór nie podnosili na siebie głosu. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Tata, jak na gospodarza przystało odszedł do stołu i poszedł sprawdzić, kto przyszedł. Za chwilę jednak rozległo się wołanie.
- Chealsy! Ktoś do ciebie. – Wrzasnął ojciec
Podbiegłam szybko do drzwi i zobaczyłam stojącego w progu Spencer’a.
- A co ty tutaj robisz?! – Strzepnęłam mu śnieg z włosów.
- No jak to co?! Święta są, więc przyszedłem z prezentem. – Założył czapkę świętego Mikołaja.
- Wejdź proszę. – Zaprosiłam go do domu. – Napijesz się czegoś?
- Nieee. Innym razem. Wyskoczyłem tylko na chwilę, żeby dać ci prezent. Mama czeka. – Uśmiechnął się.
- Jasne.
- Tak, więc Chealsy życzę ci szczęścia, radości i miłości, zdrowia przede wszystkim, które w ostatnim czasie trochę szwankuje oraz wytrwałości do celów, które sobie na pewno wyznaczyłaś, co wiąże się ze spełnieniem twoich najskrytszych marzeń. – Wręczył mi prezent a następnie pocałował mnie w policzek.
Widząc, jednak moje niezadowolenie poprawił buziaka i gorąco pocałował mnie w usta.
- Teraz lepiej. – Mruknęłam. – Też mam coś dla ciebie. Poczekaj chwilę.
Przyniosłam z góry małe srebrne pudełeczko obwiązane granatową wstążką i złożyłam chłopakowi życzenia:
- Przede wszystkim zdrowia, miłości, miłości i jeszcze raz miłości. No i szczęścia w niej. Więcej rozsądku i czego najbardziej ci życzę to, to żebyś nie ważne jak trudna byłaby sytuacja – szedł za głosem serca. – Wręczyłam pakunek i obdarzyłam go najcieplejszym i najszczerszym uśmiechem na jaki było mnie stać.
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i zanim się obejrzałam Spencer zniknął za moimi drzwiami, biegnąc z powrotem do pozostawionej mamy. Nie zmienia to faktu, że swoją obecnością sprawił, że tegoroczne święta od razu stały się lepsze i niezapomniane. Wróciłam do domu, gdzie mama sprzątała stół a ojciec oglądał jakiś czarno biały film. Wziąwszy gorące kakao wyszłam okryta kocemna taras i spojrzałam w gwieździste niebo zauważając spadającą w tym momencie gwiazdę. Po cichu powiedziałam. „Żeby był ze mną szczęśliwy” czując spływającą  po policzku łzę. I co z tego, że wiedziałam, że tak naprawdę gwiazda ta spadła miliony lat temu, a dopiero teraz ją widzę. Człowiek głupim był, jest i będzie. Ale przecież co to by było za życie, w którym brak jakiejkolwiek nadziei?
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Przepraszam, że tak późno ale wydawałoby się, że w wakacje ma się więcej czasu, a tak naprawdę jest go tyle ile było. W sobotę już wyjeżdzam, więc każdą wolną chwilę staram się spędzać poza domem. Pisanie odkładam na wieczory.. podczas których niestety od dwóch dni nadciągają burze do tego stopnia, że jestem zmuszona wyłączyć kompa i siedzieć bezczynnie.
No ale udało mi się dosłownie przed chwilą ukończyć rozdział, więc pomijając wszystkie pioruny i grzmoty dodaje nowy!
+ Po przeanalizowaniu paru spraw zdecydowałam, że zamiast kolejnego rozdziału w czwartek dodam tak jakby 2 w 1 w sobotę rano tuż przed moim wyjazdem. Będzie to jakby zakończenie I tomu. 
Miłego czytania.
Tumblr_m66ong7fpy1r3docro1_500_large

6471552233_9fcb6c5a8b_z_large

niedziela, 1 lipca 2012

Rozdział 36


Rozejrzałam się po pokoju, w którym panowały egipskie ciemności. Stałam zdezorientowana nie wiedząc, co robić. Podeszłam do stojącego obok stolika i zapaliłam lampkę. W pokoju zrobiło się jaśniej, ale pokój jak był pusty tak jest. Zmrużyłam oczy, które raziło ostre światło i dalej wpatrywałam się w pustą sofę, na której znajdowała się równo złożona pościel. Przysiadłam na oparciu kanapy i gniotłam w dłoniach kołdrę, która była jeszcze przesiąknięta zapachem chłopaka. W pewnej chwili przyszło mi na myśl, że Lewis mógł pójść do Spencer’a. Jednak za moment wykluczyłam tę możliwość, bo i tak nie znał jego adresu i raczej nie był by zdolny, żeby coś takiego zrobić. Nie zmieniało to faktu, że zniknął bez słowa. Poszłam do kuchni, którą również przejechałam wzrokiem. Wyjęłam z szafki szklankę i nalałam sobie do pełna soku pomarańczowego. Usiadłam przy stole i stukałam paznokciami w rytm po drewnianym blacie sącząc przez słomkę chłodny sok. Nagle moją uwagę przykuła biała kartka z długopisem leżąca tuż za bukietem storczyków, które ojciec kupił ostatnio na targu. Wyciągnęłam rękę po kartkę, która jak spostrzegłam, była zaadresowana do mnie. Zdziwiona odstawiłam szklankę na bok, po czym wczytałam się w tekst listu.

Droga Chealsy,
Pamiętam ten dzień, w którym się poznaliśmy. Siedziałaś na ławce sama wpatrując się w dal, co chwila mamrocząc przekleństwa pod nosem. Byłaś zła. Wyczułem to na wylot. Mimo to podszedłem niepewnie, lekko speszony, ale pomyślałem, że w końcu raz się żyje. Widząc natręta byłaś lekko podirytowana i chciałaś mnie spławić, ale ja się nie dałem. Pamiętam każde słowo, które padło z twoich ust, każdy uśmiech, którym mnie obdarzyłaś, każde spojrzenie, które na mnie skierowałaś, każdą chwilę, którą ze mną spędziłaś. Na zawsze te piękne wspomnienia będą tworzyły część mnie. Przepraszam, że muszę się z tobą żegnać w ten sposób ale nie mam wyjścia. Nie jest mi łatwo, uwierz. Nadal znaczysz dla mnie bardzo dużo i dlatego tu przyjechałem, ale muszę zrobić to, co powinienem był zrobić wcześniej.
Gdy wyjechałaś było mi źle. Opisywałem ci już to wszystko wcześniej ale tak już mam, że mówię to co czuję. Nie mam już siły wypatrywać ciebie wśród tłumu na zatłoczonych alejkach. Czekać godzinami na choćby jedną wiadomość czy telefon. Nie chciałem już tego, więc przyjechałem. Nie obchodziło mnie jak dojadę, liczyło się tylko jak szybko będę mógł cię zobaczyć. Wiedziałem, że masz chłopaka, bo wspominałaś o tym, ale ja uparcie trzymałem się swoich przekonań. Po zastaniu ciebie z tamtym chłopakiem nie wiem, czemu ale miałem wrażenie, że zrobiłaś to specjalnie, aby wzbudzić we mnie jeszcze większą zazdrość. Poczułem, jakby świat specjalnie chciał dać mi w kość. Dobrze wiedziałem, że to niemożliwe, bo nie wiedziałaś o mojej wizycie.
Naprawdę nie chcę się łudzić i żyć złudzeniami. W każdym bądź razie to w jaki sposób się zachowałaś i jak mnie potraktowałaś, to chcę żebyś wiedziała, że to bolało i to bardzo. Byłem dla ciebie zabawką na jedną noc, takim pocieszeniem. Nie będę ci już tego wypominać i ponownie tego roztrząsać, bo sam już nie dam rady. Postaram się zapomnień o tym co czuję, chociaż to trudne. I tak długo odwlekałem tę decyzje, łudząc się, że być może zadzwonisz. Muszę zacząć tak jakby ciebie nie było. Wierzę, że uda mi się to. Zawsze będziesz gdzieś w moim sercu, mimo tego, że będę się starał o tobie nie myśleć.
Wiem, co sobie o mnie myślisz. Jakiś tam gościu, którego poznałaś na wakacjach bezpamiętnie się zakochał i pisze listy o 1:00 w nocy wyznając ci miłość. Może to banalne, ale jest różnica pomiędzy „Kocham Cię” – na żywo, a „Kocham Cię” – wysyłając sms. Wiem głupi jestem, bo piszę o końcu, a tak naprawdę to nawet początku nie było. Ale jeśli wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, to…ona powinna sama ci wszystko wytłumaczyć. Może kiedyś, kiedy zrozumiesz, dojrzejesz jeszcze coś będzie między nami, bo we mnie nadal tli się iskierka nadziei. Zrozumiesz, jak cholernie mi na tobie zależało. Wyjechałem i nie wrócę. Zadzwonili z lotniska, że zwolniło się miejsce, więc pewnie kiedy czytasz ten list, jestem już na Florydzie na lotnisku.
Pamiętaj, że zawsze będziesz w moim sercu i proszę cię abyś i ty nie zapomniała o mnie. Życzę ci szczęścia przede wszystkim w miłości. Żegnaj.
Lewis

Z kształtu liter w liście można było odczytać jak bardzo się spieszył. Liczne skreślenia, dopowiedzenia i nieskładność wskazywały na to, że pisał to, co przyszło mu na myśl. Ostatnie zdania były napisane wyraźnie dużo ciemniejszym tuszem przez to, że tu właśnie dociskał najbardziej długopis do kartki.
Po przeczytaniu łzy pociekły mi po policzkach niczym dwa płynące z wolna strumienie. Krople powoli skapywały na kartkę papieru, na pojedyncze słowa, na których tworzyło się morze łez. Odsunęłam list od siebie i siedząc nadal przy stole, położyłam głowę na blacie chowając w dłoniach twarz. Mimo, że łzy nadal spływały, ja ani razu nie zaszlochałam. Czułam jedynie w sercu złość i wstręt, do siebie. Dzięki temu zrozumiałam jak bardzo go skrzywdziłam, zresztą nie tylko jego. Wcześniej nie widziałam tej „zabawy”, w którą grałam z chłopakami. Rozkochałam w sobie trzech na raz nie widząc w tym nic złego. W rzeczywistości złem okazało się kłamstwo i nieszczerość. Nie chciałam żeby tak dalej to się potoczyło, dlatego zdecydowałam wszystko wyjaśnić ze Scott’em i Spencer’em. Chociaż moje serce należy już do Spencer’a to Lewis i Scott również w nim pozostaną…
Nie wiem czy się uspałam, czy tak długo pogrążona byłam w myślach, ale zanim się obejrzałam za oknem wschodziło powoli słońce. Dzisiaj miała przyjechać mama, akurat z pomocą przy pieczeniu ciasta. W związku z tym, że cały wczorajszy dzień się obijałam, dzisiaj czekało mnie sprzątanie domu w ekspresowym tempie. Zeskoczyłam ze stołka i zaparzywszy sobie świeżą kawę, poszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam w dresy. Wyjęłam ze schowka na korytarzu całe wiadro różnych detergentów, szmatek i szczotek. Zaczęłam od posprzątania swojego pokoju, który był ogarnięty przez moje siedzenie w domu i sprzątanie z nudów. Przetarłam tylko okna, wyniosłam śmieci, pościeliłam łóżko i odkurzyłam podłogę, a do szafy powiesiłam nowy zapach. Następny był pokój taty, w którym zeszło mi się dłużej, przez bałagan w szafie i wyciąganie powciskanych w szpary między materacem a łóżkiem, pustych opakowań po chipsach. W końcu po uporaniu się ze wszystkim i puszczeniu pralki z masą jego brudnych skarpetek zeszłam na dół. Zaczęłam od kuchni, gdzie było najwięcej chyba szorowania. Pracę przerwał niespodziewany dzwonek do drzwi. Wrzuciłam gąbkę do wiadra z wodą i zdjąwszy żółte gumowe rękawiczki pobiegłam do hallu. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam stojącego Spencer’a z grobową miną.
- Hej. Coś się stało? – Spytałam, wpuszczając go do domu.
- Sam o to chciałem zapytać. – Odparł. – Gdzie on jest? – Rozejrzał się po salonie.
- Pojechał w nocy. – Oznajmiłam zwięźle krzyżując ręce na piersi.
- Na Florydę?
- Zwolnił się bilet to poleciał. – Wzruszyłam ramionami.
- Nic ci nie zrobił? – Zdjął kurtkę.
- Niee no, co ty. Pogadaliśmy, parę rzeczy wyjaśniliśmy i tyle. – Poszłam do kuchni gdzie wróciłam do szorowania kafelek.
- Martwiłem się całą noc i w pewnym momencie chciałem już iść do ciebie i sprawdzić czy wszystko okej. – Oparł się o blat stołu spoglądając na mnie z czułością. – Cały czas trzymałem pod ręką telefon, na wypadek jakbyś dzwoniła.
- Oj Spencer… - Podeszłam do niego. – Ale nic mi nie jest widzisz? – Rozłożyłam ręce.
- Powiesz mi? – Zmienił temat.
Spuściłam głowę w dół i oparłam się czołem o jego tors.
- Czyli nie? – Westchnął.
- Powiem,…ale nie wiem jak zacząć.
Chwycił mnie za ramiona i zmusił do spojrzenia w oczy.
- Od początku. – Zaproponował.
- Pojechałam do mamy na Florydę..- Zaczęłam. – Musiała iść do pracy, więc korzystając z okazji poszłam się przejść na miasto. Chciałam odreagować po kłótni ze Scott’em. Natrafiłam na mecz siatkówki i usiadłam na trybuny. Zaczepił mnie Lewis i zaczęliśmy gadać i gadać i potem poszłam z nim i z jego kolegami na obiad. Byli naprawdę spoko. Po jedzeniu rozdzieliliśmy się, a Lewis zaproponował, że pokaże mi nocne życie Florydy. Przeszliśmy się po ulicach z klubami i weszliśmy do tego, który nam najbardziej odpowiadał. Weszliśmy na parkiet, tańczyliśmy aż w końcu zaczęliśmy się o siebie ocierać. Jakiś palant popchnął mnie i wpadłam na Lewis’a przez co nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Zaczęliśmy się całować i… - Przerwałam, żeby zobaczyć reakcje Spencer’a.
Ten jednak słuchał mnie ze stoickim spokojem dokładnie wszystko analizują.
- I w końcu poszliśmy do łazienki. Zamknęliśmy się na klucz…a reszty powinieneś się domyślić. – Zarumieniłam się. – Ja naprawdę nie chciałam żeby tak wyszło, tyle, że wtedy tak bardzo potrzebowałam bliskości tak tęskniłam za tym wszystkim.. – Kręciłam głową starając się wytłumaczyć. – Wiem nie powinnam była, w ogóle, co mi do głowy strzeliło. Pewnie masz mnie za jakaś dziwkę i kłamcę, bo oszukałam Scott’a poniekąd go zdradziłam i w ogóle. – Histeryzowałam. – Scott się o tym dowiedział przez głupiego sms i przez to zerwaliśmy, nie chciałam ci powiedzieć, bo nie chciałam stracić też ciebie. A na tobie mi najbardziej zależy. Ale skoro mam ponieść tego konsekwencje to proszę możesz wyjść i nie wracać. – Wskazałam na drzwi. – Zrozumiem.
- Uspokój się głuptasie. – Pogłaskał mnie po plecach z uśmiechem na twarzy.
- Dlaczego nie idziesz? Nie jesteś zły? – Podniosłam wzrok.
- Nie jestem zły. To znaczy uważam, że to, co zrobiłaś było nieodpowiedzialne z twojej strony i Scott miał prawo tak zaaragować, ale ja nie mogę żywić do ciebie urazy, bo nie byliśmy wtedy razem.
- Naprawdę? – Spojrzałam mu w oczy obejmując go w pasie.
- Naprawdę. – Uśmiechnął się i przytulił mnie mocno.
- Przepraszam i tak. Ja wiem, że powinnam była ci powiedzieć, ale po prostu się wstydziłam. – Wtuliłam twarz w tors.
- Spokojnie. Ważne, że przynajmniej teraz się przyznałaś.
- Taa. – Mruknęłam.
- No, co? – Pocałował mnie w czoło. – Lepiej późno niż wcale. A jeszcze takie małe pytanie. Kochasz go?
Zastanowiłam się nad tym pytaniem, szukając jakiegoś podtekstu lub haczyka, ale znając chłopaka, było to czyste pytanie opierające się na ludzkiej ciekawości.
- Nie. Nie kocham. – Odparłam stanowczo. – To był jednorazowy wybryk, którego nie zamierzam już nigdy popełnić.
- Nigdy nie mów nigdy. – Zaśmiał się.
- Poza tym. – Podniosłam głowę. – Ja już kogoś kocham i nie mam zamiaru tego zmieniać. – Wspięłam się na palcach będąc na wysokości jego twarzy.
- Tak? – Uniósł brew. – Kogo?! Mam czuć się zazdrosny?
- No nie wiem nie wiem. Boję się, że pobijesz mi tatę… - Zaśmiałam się.
- Tatę powiadasz.. Ej to nie fair.- Zaczął mnie gilgotać.
- Owszem. Tata to mój ziom i właśnie wrócił do domu. – Wychyliłam głowę i wyjrzałam za okno. – Wejdzie za 4…3…2…1…- Rozległ się dźwięk dzwonka.
Pobiegłam do drzwi i otworzyłam tacie, który wyglądał na wyczerpanego.
- Hej skarbie. – Wymamrotał dając mi buziaka w czoło. – Cześć Lencer. – Machnął ręką do Spencer’a.
To imię będzie chyba do śmierci przekręcał.
- Dzień dobry! – Krzyknął chłopak.
- Co robicie dzieciaki? – Spytał odkładając kawałek tortu na stolik.
- Sprzątam dom. Właściwie zaczęłam. – Oznajmiłam.
- Dobra.. – Machnął ręką przeczesując wzrokiem kuchnię. – Idę się położyć. Nie rozrabiajcie i nie hałasujcie zbytnio. – Wszedł po schodach na górę.
Wróciliśmy z powrotem do kuchni, która była jednym wielkim pobojowiskiem. Spojrzałam na stertę brudnych naczyń i lodówkę głęboko westchnęłam.
- No dobra. To bierzemy się do roboty. – Klasnął w ręce widząc moje niezadowolenie, po czym sięgnął za szmatkę i zaczął szorować szafki.
- Nie wygłupiaj się. – Spojrzałam na niego spode łba. – Siadaj i w najlepszym porządku możesz się ewentualnie poprzyglądać.
- No nie wiem jak chcesz, ale potem czekam na solidne podziękowania. – Puścił mi oczko, po czym wrócił do mycia.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
No i już wakacje i zaledwie 3 rozdziały do końca pierwszej części. I tu mam problem, bo nie wiem na czym zakończyć. Jakieś propozycje?
Szczerze to myślałam, że wraz z wakacjami przyjdzie do mnie wolny czas. A wyszło tak, że całe dnie nie ma mnie w domu i znowu zarywam noce xd No ale czego się dla was nie robi :)
+ Kolejny rozdział dodam we wtorek
550392_4161803173881_946265015_n_large

Photo-photography-fan-20180510-500-333_large

czwartek, 28 czerwca 2012

Rozdział 35


Odwróciłam się gwałtownie w stronę osoby, instynktownie odskakując jak oparzona od Spencer’a.
- Lewis? – Odgarnęłam kosmyk włosów za ucho. – Co ty tu robisz?! – Stanęłam jak sparaliżowana wpatrując się w chłopaka siedzącego na schodach pod moim domem.
Lewis…Przed oczami stanęły mi wszystkie te wspomnienia ze spędzonej nocy z chłopakiem. Wszystko doskonale pamiętałam, bo takich rzeczy się po prostu nigdy nie zapomni. Ale teraz jakoś wszystko mi nie pasowało. Czułam się tak dziwnie i niekomfortowo przytulając się do Spencer’a na jego oczach. Oczywiście wiedział, że kogoś mam, co nie zmienia faktu, że jednym słowem byłam przerażona.
- Może ty mi powiesz, co TY robisz. – Spojrzał z niechęcią na Spencer’a.
- Emmm właśnie wracałam z apteki… - Jąkałam się.
- Z apteki.. – Zamyślił się. – Nie przedstawisz mnie? – Spytał z ironią.
Spojrzałam na chłopaka stojącego obok mnie i czekającego bez wątpienia na wyjaśnienia, wzrokiem pełnym bólu, który niewątpliwie teraz wrócił.
- To Lewis. Znajomy z Florydy. – Wskazałam na chłopaka.
Spencer jak na wychowanego chłopaka przystało, wystawił dłoń, jednak Lewis spojrzał na niego z pogardą i zwrócił się do mnie.
- Miałaś przyjechać na święta.
- Miałam, ale plany widocznie się zmieniły. – Odparłam stanowczo widząc zachowanie i nastawienie chłopaka. – Możesz mi wytłumaczyć, co ty wyprawiasz?!
- Pisałem sms, ale nie odpisywałaś. Dzwoniłem, ale nie odbierałaś. W końcu nadeszły święta, więc zaniepokojony poszedłem do domu twojej matki, która powiedziała mi, że ustaliłyście, że to ona przyjeżdża w tym roku do ciebie. Poprosiłem, więc grzecznie o twój adres mówiąc, że to dla mnie ważne, po czym wsiadłem w pierwszy lepszy samolot i przyleciałem do ciebie, ale widać się spóźniłem. – Splunął.
- Emm.. to nie tak. My nie….– Starałam się wytłumaczyć.
- Widzę – Przerwał mi. - Że znalazłaś już sobie pocieszenie u pedała. – Zaśmiał się.
Nie wytrzymałam napięcia i uderzyłam go z liścia w policzek. Chłopak spojrzał na mnie z nienawiścią i łapiąc się za szczękę, splunął na podłogę.
- Myślisz, że takie zachowanie jest w porządku szmato? – Złapał mnie gwałtownie za ramię.
- Zostaw ją! – Krzyknął Spencer, który odepchnął ode mnie chłopaka.
Ten jednak sprowokowany, zaczął szarpać Spencer’a, w wyniku czego rozpętała się bójka.
- Kto tu kogo nazywa pedałem! – Skoczył Lewis’owi do gardła.
Zaczęli się szarpać i popychać nawzajem wyklinając się w przy tym.
- Przestańcie! – Krzyknęłam, po czym nieudolnie próbowałam rozdzielić bijących się chłopaków. – Wystarczy! – Wrzasnęłam w końcu odganiając sprowokowanego Spencer’a. Lewis zaczął się śmiać, przez co chłopak coraz bardziej pragnął się odegrać. Złapałam go za dłoń ściskając mocno jego chłodne palce. – Spencer idź do domu. Porozmawiamy jutro okej? – Spojrzałam na niego.
- Nieee! Czemu ma sobie iść?! – Wtrącił Lewis zbliżając się ku nam. – Myślę, że chętnie posłucha tego co mam do powiedzenia. Być może dowie się o tobie rzeczy, które nawet nie przechodzą mu na myśl.
- Nie trzeba. – Przerwałam. – Spencer idź do domu!
- Czego się dowiem? – Dopytywał niebieskooki.
- A widzisz? – Uśmiechnął się sarkastycznie blondyn. – Jednak chłopczyk chce posłuchać. – Poklepał Spencer’a po ramieniu, który jednak od razu strzepnął jego dłoń.
- Po co to robisz?! – Wrzasnęłam.
Czułam, że oczy robią mi się szkliste a za moment pociekną mi łzy.
- Po to, żebyś już więcej nie bawiła się nikim i nie grała nikomu na uczuciach. – Powiedział.
- Nie możemy o tym we dwójkę pogadać? – Zaproponowałam.
- No a co z twoim towarzyszem?! – Udał zdziwionego. – Zacząłem mówić, to wypadałoby skończyć.
- Chealsy powiesz mi do cholery, o co chodzi?! – Spytał w końcu zdezorientowany Spencer.
Byłam definitywnie rozdarta. Wpatrując się w jego oczy doskonale wiedziałam, że powinnam mu powiedzieć, ale z drugiej strony bałam się jego reakcji.
- Sama mu powiem. – Zwróciłam się do Lewis’a.
- Dobrze, więc proszę bardzo. – Uśmiechnął się.
- Jak wyjedziesz z powrotem na Florydę. – Dokończyłam. – Wejdź do domu. – Otworzyłam drzwi. – A ty Spencer idź do domu.
Lewis sięgnął niedbale za torbę leżącą na schodach i wszedł do domu zatrzymując się w drzwiach.
- Jutro porozmawiamy. Papa. – Odwróciłam się na pięcie.
Chłopak jednak chwycił mnie za rękę, po czym pocałował mnie w usta, kątem oka patrząc na stojącego za nami Lewis’a. Ponownie odwróciłam się i weszłam do domu trzaskając drzwiami.
- Powiesz mi do cholery, po co żeś tu przyjechał?! – Wydarłam się.
- Nie bądź niemiła. – Oznajmił.
- Nie mów mi, co mam robić. W ogóle, na co ty liczyłeś przyjeżdżając tutaj?!
- Wiesz…. teraz to już nawet sam nie wiem. – Odparł ciszej. – Tęskniłem, a nawet bardzo tęskniłem. Brakowało mi tam ciebie, a dnie i noce w szczególności strasznie mi się dłużyły. Czekałem z myślą, że niedługo przyjedziesz, ale nie oddzwaniałaś to..
- Nie mam telefonu. – Przerwałam mu.
- Nie przesadzaj. Chociaż teraz mogłabyś przestać kłamać. – Machnął ręką.
- Mówię poważnie. Wyrzuciłam go daleko w las. Z tego, co wiem to chyba roztrzaskał się o jakąś skałę.
- Niby, po co? – Uniósł brew.
- Bo zerwałam z chłopakiem. – Mruknęłam, oparłszy się o ścianę.
- Hahaha i niby on cię tak zdenerwował, że musiałaś od razu rzucać telefonem? – Zaśmiał się.
- Nie ON tylko SMS. SMS tak właściwie od ciebie, którego przeczytał mój chłopak. Były już chłopak. – Założyłam rękę na rękę.
- Hahahaha dobre. – Zaśmiał się.
- Skończyłeś? – Spojrzałam na niego spode łba. – Serio lubiłam cię i też czasem mi ciebie brakowało, ale zrozum. – Podeszłam do niego. – To raczej było zauroczenie i nie brałam tego na poważnie. Widzieliśmy się raz czy dwa i już. Przykro mi, jeśli myślałeś, że coś z tego będzie, ale ja mam tu, do kogo wracać.
- Do twojego chłopaka? – Przerwał mi.
- Nie mam chłopaka.
- A ten pedzio, to, kto był?
- To mój tak jakby przyjaciel. – Przełknęłam ślinę.
- Tak jakby?
- To skomplikowane. – Machnęłam ręką.
- Nie mogłaś od razu tak mówić?! – Westchnął.
- Starałam się, ale nie dałeś mi dojść do głosu. – Wywróciłam oczami.
- No to trochę głupio wyszło… - Podrapał się po głowie. – Nic tu po mnie.. będę się zbierał.
- Niby dokąd?
- No z powrotem na Florydę.
- No to możesz przenocować. Gdzie będziesz się tułać po nocach po hotelach.
- Mogę? Serio?
- Przenocować. Nic więcej. – Powtórzyłam.
- A twój ojciec? – Spytał.
- Wróci rano, albo przed południem, bo w knajpie wesele jest. – Wzruszyłam ramionami. - Ale potem wyjeżdżasz i nie robisz mi takich scen jak dzisiaj. – Poszłam do kuchni.
- Czemu powiedziałaś, że to skomplikowane, kiedy spytałem o tego pedzia? Ukrywa się czy jak? – Oparł się o szafkę.
- Nie! Lewis przestań on nie jest pedałem. Przesadzasz już i widzę, że chyba wolisz hotelowe łóżko. – Skarciłam go.
- No sorry ale tak wyglądał według mnie. – Wzruszył ramionami. – Dobra nieważne. To gdzie twoja matka?
- Jutro dopiero przyjeżdża. – Odgrzałam zupę.
- Cieszysz się co?
- Bardziej niż mój ojciec. – Westchnęłam.
- Ciekawe.. – Usiadł przy stole.
- Smacznego. – Podałam Lewis’owi talerz.
Następnie wyjęłam z szafy starą kołdrę obleczoną w jakaś wyblakłą czerwoną poszewkę oraz poduszkę i rzuciłam pościel na kanapę w salonie. Chłopak zjadłszy kolacje, odpalił laptopa i przeglądał linie lotnicze szukając wolnego biletu.
- Znalazłem bilet na jutrzejsze popołudnie dopiero. – Krzyknął z salonu.
- Nie ma sprawy. – Kończyłam zmywać. – Tu masz łazienkę i czyste ręczniki. – Dobranoc.
Zapadł zmrok, więc udałam się na górę, zostawiając chłopaka samego w salonie. Wzięłam gorący prysznic, który ukoił moje wszystkie zmysły i totalnie mnie odprężył. Zawinięta w ręcznik powędrowałam z powrotem do pokoju i usiadłam na łóżku przeglądając telefon. No tak 6 nieodebranych połączeń od Spencer’a. Odpisałam szybko, mówiąc, że wszystko jest pod kontrolą i żeby się nie martwił. Następnie zrzuciłam z siebie ręcznik i przebrana w piżamy wskoczyłam do łóżka. Kręciłam się, tarzałam i wierciłam w łóżku do późnej nocy nie mogąc zasnąć. Kilka razy zawitałam do łazienki, jednak tuż nad ranem moje usta były tak spierzchnięte przez pragnienie, jakie mi wyjątkowo dokuczało, że postanowiłam zejść na dół po wodę. Uchyliłam delikatnie drzwi od pokoju i na palcach zeszłam po schodach na dół. Szłam po ciemku, dotykając dłonią ściany, nie chcąc narobić niepotrzebnego hałasu wpadając na, któryś z mebli i obudzić Lewis’a. Nagle jednak coś mnie zmyliło. Nie słychać było charakterystycznego pomrukiwania czy choćby oddechu. Podeszłam szybko do kanapy i macając siedzenia, spostrzegłam, że chłopaka wcale tu nie ma...
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
JUTRO KONIEC ROKU! Hahahahaa muszę przyznać, że czerwiec straasznie szybko mi zleciał. Niedawno pamiętam jak był 8 czerwca i początek Euro a ja wpadłam do domu równo z początkiem meczu z gorącymi kebabami :D Wyjazd równo za tydzień, więc powoli zaczyna się szał na zakupy. Postaram się przez ten tydzień napisać jak najwięcej i w sumie do 7 lipca dodam 3 rozdziały a po powrocie będę kontynuować.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i kolejny będzie w niedziele.

206170_469700989725281_2073066999_n_large

480779_468270003202186_218094804_n_large