Stałam
dobrą godzinę zastanawiając się nad sensem życia. Myślałam też dużo nad
poronieniem Emily, która nie zdając sobie sprawy, że ktoś prócz niej zna
prawdę, zapewne będzie udawać przed Spencer’em, że wszystko jest okej. Ja
jednak nie chciałam dać za wygraną i postanowiłam przy najbliższej okazji
wygarnąć wszystko dziewczynie, nie zważając na konsekwencje. Pogrążona w
rozmyślaniach, nie zauważyłam, że znacznie się schłodziło a większość gwiazd
zakryły chmury, zwiastujące burzę.
- Skarbie
kładź się spać. – Wyrwała mnie z przemyśleń mama.
- Już idę.
Chwilka.
- Nie
rozpakujesz? – Obracała w dłoniach prezent od Spencer’a.
- Jasne. –
Odstawiłam kakao i sięgnęłam po pudełko.
- Widać, że
chłopakowi zależy. – Uśmiechnęła się. – Nie każdego stać na to, żeby w święta
zostawić rodzinę i przyjść do dziewczyny.
- Być może
zależy… - Odwiązałam kokardę.
- Coś nie
tak?
- Eh…Czasem
po prostu myślę, że to mi bardziej zależy. – Westchnęłam.
- A mi się
wydaję, że czasami za dużo już myślisz. – Spojrzała na mnie spode łba. – A
właśnie, co z tym twoim znajomym z Florydy?
- Lewis’em?
– Spytałam lekko przestraszona.
- Nie wiem.
W każdym razie błagał mnie o twój adres. Wybacz, ale śmiać mi się chciało jak
powiedział, że to sprawa życia lub śmierci.
- No
przyjechał, pogadaliśmy… - Obracałam pudełeczko w dłoniach. – I pojechał…
- A powiesz
mi, dlaczego to było takie ważne?
- Nie chcę
już o tym mówić. – Potrzęsłam głową. – Dla mnie to skończony temat i już.
- Jak
chcesz. – Skierowała się ku drzwiom. – Nie stój za długo.
Kiedy
zniknęła za rogiem, z powrotem obróciłam się w stronę barierki i kontynuowałam
otwieranie prezentu. Wreszcie dogrzebałam się do małego woreczka w prążki ze
złotym napisem LILOU. Pociągnęłam za sznurek, a moim oczom ukazała się złota
zawieszka w kształcie koniczynki zawieszona na miętowym sznureczku. Chwyciłam w
palce bransoletkę i dokładnie, acz ostrożnie się jej przyjrzałam. Jednak
największą moją uwagę przykuł wygrawerowany napis na koniczynce „be like a
tear”. Serce zaczęło bić mi szybciej a oddech znacznie przyspieszył. Poczułam
nagłą chęć zobaczenia Spencer’a, właśnie tu, właśnie teraz. Pohamowałam się
jednak z tym napływem emocji i delikatnie zawiesiłam bransoletkę na nadgarstku.
Sentencja o łzie dała mi wiele do myślenia. Stwierdziłam, że łza będzie
odpowiednikiem znamienia, jakie szpeci lub zdobi nasze dłonie. Jednak „być jak
łza” wymagało o wiele więcej ode mnie. Przejechałam jeszcze raz palcami po
zawieszce, podczas gdy za plecami usłyszałam chrząknięcie.
- Już idę.
– Wywróciłam oczami, po czym wziąwszy pusty kubek wróciłam do domu. Wyjęłam
przygotowane wcześniej prezenty ze schowka i położyłam pod choinką a następnie
wróciłam do pokoju. Zdjęłam sukienkę, którą zamieniłam na piżamy, a zmęczone
stopy wsunęłam w pluszowe kapcie. Zmyłam dokładnie makijaż i rozczesawszy
splątane włosy, położyłam się do łóżka.
Rano
obudził mnie dźwięk kolęd puszczanych ze starego adaptera, który mój ojciec
kupił na wyprzedaży staroci za grosze. Zwinnym ruchem zeskoczyłam z łóżka i
szybko zbiegłam ze schodów kierując się do salonu.
- Jak się
spało skarbie? – Spytała mama, całując mnie w czoło.
- Całkiem
dobrze. – Odparłam siadając do stołu.
- Widzę, że
Mikołaj w tym roku obrabował bank. – Zaśmiała się krojąc pieczywo.
Obróciłam
głowę i spojrzałam na choinkę, pod którą roiło się dziesiątki prezentów,
zawiniętych w różnokolorowy papier.
- Wow. –
Cmoknęłam. – Gdzie tata?
- Tutaj. –
Wtrącił ojciec, wchodząc do domu. – Przepraszam, ale dzwonili z baru. Niestety
będę musiał się zaraz zbierać, bo przez tą burzę spaliło nam dwie lodówki i
zamrażarki. – Powiedział niedowierzając.
- Przebierz
się Drew, bo śniadanie czeka. – Zwróciła się do niego mama, siadając do stołu.
- To znaczy,
że nawet nie rozpakujesz z nami prezentów? – Spytałam.
- Ohh
skarbie…- Spojrzał na mnie z czułością. - Widzisz no… - Przeniósł wzrok na
mamę.
- Ojciec
chce powiedzieć, że do baru pojedzie potem, a teraz spokojnie zjedzmy
śniadanie. – Wtrąciła mama.
Na stole
głównie dominowały niedojedzone potrawy z wczoraj oraz te nawet niezaczęte. Nie
chcąc zrobić mamie przykrości, spróbowałam chyba wszystkiego, co stało na
stole. Najedzona, wraz z rodzicami podeszliśmy do choinki i jak na najmłodszą z
klanu przystało, po kolei rozdawałam prezenty. Rozpakowując po kolei każde
pudełko, oglądałam dokładnie jego zawartość, nie mogąc wyjść z podziwu, jak w
tym roku wyjątkowo udało się spędzić święta w miłej atmosferze. Po opróżnieniu
wszystkich pudełek, w których znajdowały się: nowy telefon komórkowy, srebrne
kolczyki (wkręty) w kształcie serduszek wypełnione cyrkoniami, kosmetyki i
ubrania, zaniosłam to wszystko do pokoju, wyrzucając papiery do kosza.
Następnie z powrotem wróciłam do salonu i rozłożyłam się na kanapie.
- O nie
nie! – Usłyszałam głos mamy. – Nie spędzisz tak świąt, leżąc na kanapie i
oglądając kreskówki. – Usiadła obok mnie.
- Czemu
nie?! Masz jakieś inne plany? – Spytałam rozleniwiona.
- A mam! –
Cmoknęła. – Co powiesz na kino?
- Kino? Z
tobą?
- Ej… -
Rzuciła mnie kapciem. – Nie bądź niemiła. Kiedyś ciągle chodziłaś z ojcem na
jakieś bajki.
- Mamo.. –
Podniosłam się na łokciach. – Kiedyś…czyli dziesięć lat temu. Byłam małą
dziewczynką.
- Oj proszę
kochanie… - Zrobiła maślane oczy.
- Ughh no
dobrze. – Westchnęłam. – Ale ja wybieram jakiś film! – Krzyknęłam schodząc z
kanapy.
Pobiegłam
na górę i przebrałam się w czarne rurki i czarny top a na ramiona zarzuciłam
czerwoną koszulę w kratę. Włosy związałam w kucyka i w ekspresowym tempie
uwinęłam się z makijażem. Po 20 minutach zeszłam gotowa na dół.
- Możemy
jechać? – Spytała mama, zakładając kurtkę.
- No raczej
tak.
Wyszłyśmy
przed dom i ruszyłyśmy w stronę mojego samochodu. Wyjęłam kluczyki i wsiadłszy
do środka, odpaliłam silnik, odjeżdżając z piskiem opon.
Jadąc do
najbliższego kina, spostrzegłam, że ulice świeciły pustkami w przeciwieństwie
do mijanych domów. Pod każdym stał wąż samochodów, a przez okna widać było całe
pokolenie, siedzące przy stole. Taki widok towarzyszył nam aż do samego Polson,
gdzie znajdowało się kino. Zaparkowałam auto na parkingu, a następnie poszłam
wraz z mamą w stronę niewielkiego budynku. Weszłyśmy do środka, od razu
podchodząc do wielkiej tablicy z rozpiską granych filmów. Przejechałam palcem
szukając odpowiedniego, gdy w pewnej chwili zobaczyłam stojącą przy toaletach Emily.
Ubrana w czerwony sweter, dziwnie zaokrąglony na brzuchu, uśmiechała się
promiennie, czytając coś w telefonie. Na jej widok oddech mi przyspieszył, a
serce zaczęło bić szybciej. Jak najszybciej chciałam do niej podejść i wygarnąć
jej prosto w twarz, co o niej myślę.
- Mamo…wybierz
sama jakiś film, a ja zaraz wrócę. – Poklepałam ją po ramieniu i odeszłam w
stronę dziewczyny.
I tak
właśnie nadarzyła się okazja. Moja jedyna szansa, na zmienienie czegoś na
lepsze. Na zmienienie mojego życia o sto osiemdziesiąt stopni. Wreszcie miało
być lepiej, miały zniknąć te wszystkie czarne chmury, które unosiły się nade
mną od dobrych 2 miesięcy. Wreszcie to ja miałam być górą.
Podeszłam
zdecydowanym krokiem do dziewczyny, która zauważając mnie spojrzała na mnie z
pogardą.
- Długo
zamierzasz tak wszystkich okłamywać? – Powiedziałam donośnym głosem.
Mogłam
sobie na to pozwolić, bo korytarz był pusty, a po kinie ogólnie szwędało się
kilku singli.
- Nie wiem,
o czym ty mówisz. – Odparła Emily.
- Hahaha no
tak, być może nie wiesz. – Zaśmiałam się szyderczo. – Ale nie wiesz też o
pewnym wydarzeniu, którego niestety byłam świadkiem. – Obeszłam ją do okoła.
- O czym ty
mówisz?! – Domagała się wyjaśnień zdezorientowana dziewczyna.
- Niecały
tydzień temu, byłam w przychodni. Czekałam pod gabinetem czekając na swoją
kolej, gdy nagle usłyszałam krzyk: „Jak to dziecko zniknęło?!”. Za chwilę z
gabinetu wybiegłaś ty, cała zapłakana.
Dziewczynie
zaszkliły się oczy.
- Nie masz
dowodów! – Wrzasnęła.
- Owszem
mam. Najlepszym, będzie twoje ostatnie USG. A co do świadków, to jest ich
wiele, więc droga Emily… - Uśmiechnęłam się. – Wpadłaś po raz kolejny.
- To nie
tak jak myślisz! – Zaczęła panikować.
- Nie?
Chyba jednak tak. – Udałam zmartwienie. – Córeczka burmistrza…. – Zaczęłam. –
Oczko w głowie tatusia, zawsze najważniejsza…najlepsze ciuchy, kosmetyki. No
cóż tytuł zobowiązuje. Mając u boku chłopaka, w którym bujają się wszystkie
dziewczyny w szkole to nie lada wyzwanie. Ale w pewnym momencie coś zaczęło się
psuć. – Rozłożyłam ręce.
- Ten
moment, to twoje pojawienie się w szkole. – Syknęła dziewczyna.
- Nazywaj
to jak sobie chcesz. – Wywróciłam oczami. – Zaczęło się psuć do tego stopnia,
że byliście na skraju zerwania. Wiedziałaś, że jedynym sposobem, żeby zmusić Spencer’a
do bycia z tobą jest ciąża. Specjalnie zwabiłaś go do siebie, wypełniając swój
plan. Po dowiedzeniu się o ciąży byłaś w siódmym niebie, a dodatkowo reakcja
chłopaka jeszcze bardziej cię uskrzydliła. Wszystko wróciło do normalności.
Znów było jak kiedyś. Do momentu ostatniej wizyty. Utrata dziecka oznaczała
tylko i wyłącznie utratę samego Spencer’a. Długo zamierzałaś jeszcze zwlekać?
Kiedy zamierzałaś mu powiedzieć, co?
- To
wszystko nie tak! – Wychlipała.
- To może
powiesz mi, co tak naprawdę się działo przez te dwa miesiące?!
Wyjątkowo
nie wzruszył mnie ani trochę widok płaczącej dziewczyny. Nie odczuwałam również
satysfakcji, bo nie o to mi chodziło. Usatysfakcjonowana będę dopiero jak
Spencer dowie się o tym wszystkim.
- Kiedyś
byliśmy nierozłączni. Tylko ja i on. Było nam ze sobą dobrze. Miałam grono
przyjaciółek od serca. Potem pojawiła się niepowtarzalna okazja dla mojego
ojca. To właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Zmiana małego domu na ogromną
willę. Nowi znajomi, lepsze i droższe rzeczy...Momentalnie straciłam znajomych.
W domu też byłam sama. Ojca nigdy nie ma, a matka ciągle siedzi u koleżanek.
Wyżywanie się na innych mi pomagało. Elita szkolna od razu mnie zaakceptowała,
a ja dostałam się do cheelederek, zostając potem ich kapitanem. Miesiące mijały
a ja zapatrzona w nowe koleżanki traciłam Spencer’a. W końcu pojawiłaś się ty.
Widziałam cię już pierwszego dnia, ale nie byłaś dla mnie żadnym zagrożeniem.
Takiego wtedy byłam zdania. Gdzie ci tam do mnie. Zmieniłam dopiero zdanie, jak
zobaczyłam jak on na ciebie patrzy, jak się świetnie dogadujecie, jak się
spotykanie. Zachowywaliście się tak jak my kiedyś. Czułam się samotna, więc
poszłam do niego…do Chase’a. Przespałam się z nim, bo po prostu tego
potrzebowałam. Chciałam nie być gorsza. Po 2 dniach zrobiłam test, bo źle się
czułam. Doskonale wiedziałam, że będzie negatywny… i tu doznałam szoku. Byłam w
ciąży, a ojcem dziecka był Chase. Byłam święcie przekonana, że teraz już na
pewno Spencer mnie zostawi. W końcu postanowiłam powiedzieć, że to dziecko
Spencer’a, wcześniej się z nim przespawszy. Wszystko szło na dobrej drodze, aż
do badania kontrolnego. Okazało się, że poroniłam i nie będzie żadnego dziecka.
Nie będzie żadnego mnie i Spencer’a. Nic nie będzie.
- A co teraz
byś robiła? Brzuch coraz bardziej byłoby widać. – Powiedziałam.
- Nie wiem.
Nie myślałam nad tym. – Oznajmiła, wycierając spływające łzy.
-
Zamierzałaś mu powiedzieć? – Spytałam z niedowierzaniem.
- Na razie
nie. – Spuściła głowę. – Proszę, obiecaj, że mu nie powiesz!
Podniosłam
głowę wyżej i spostrzegłam stojącego za dziewczyną Spencer’a.
- Emily…
Ja..- Zająknęłam się. – Ja nie mogę…
Dziewczyna,
zdezorientowana obróciła głowę i spostrzegła stojącego chłopaka.
- Spencer!
Daj mi się wytłumaczyć. – Krzyknęła przez łzy.
- Myślę, że
wiem aż za dużo. – Powiedział chłodno i ruszył ku wyjściu.
- Spencer!
Spencer! Nie zostawiaj mnie tu samej! – Wplotła palce we włosy. – Zadowolona? O
to ci właśnie chodziło?! – Zwróciła się do mnie.
- Nie. –
Oznajmiłam. – Ale jestem usatysfakcjonowana, bo powiedziałaś mu to sama. O to
mi tylko chodziło. Na razie. – Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z korytarza.
Zobaczyłam
siedzącą na fotelu matkę, nerwowo przebierając nogami.
- Gdzie ty
byłaś?! – Podniosła się z siedzenia, widząc mnie.
- W
toalecie.
- Tyle
czasu?!
- No cóż w
ostatnim czasie dużo zjadłam. – Zaśmiałam się klepiąc się po brzuchu. –
Wybrałaś coś?
- Właściwie
to tak, ale czekam na twoje propozycje. Myślałam nad „Jingle Beals we dwoje”
- O nie.
Precz z filmami romantycznymi. Idziemy na „Świąteczna masakra” w 3D.
Wyjęłam
portfel i zanim mama zdołała coś powiedzieć poszłam do kasy, gdzie kupiłam
bilety. Następnie kupiwszy popcorn i colę udałyśmy się do pustej sali, w której
leciały już reklamy. Szczerze mówiąc, to nie skupiałam się na filmie, a na
Spencerze, którego zostawiłam w takim stanie. Jednak uważam, że powinien to
najpierw przemyśleć w samotności, bez osób trzecich.
Seans
skończył się szybciej niż oczekiwałam. Wyszłyśmy z sali bez słowa, jednak
sądząc po minie mojej mamy, film nie zbyt bardzo przypadł jej do gustu.
- Jedziemy
już do domu? – Spytałam wsiadając do auta.
- O tak.
Źle się czuję. – Odparła, zapinając pasy.
Odpaliłam
silnik i ruszyłyśmy z powrotem do domu.
Po niecałej
godzinie byłyśmy na miejscu. Weszłam do domu i po zabraniu z kuchni mleka,
poszłam na górę do pokoju. Założyłam słuchawki na uszy i opadłam na łóżko.
Leżałam dobre 10 minut, kiedy poczułam czyjś dotyk. Przerażona otworzyłam oczy
i podniosłam się na łokciach.
- Spencer?
– Krzyknęłam z niedowierzaniem i rzuciłam się chłopakowi na szyję.
Zdążywszy
zdać sobie sprawę z niezręczności, jaka zapadła, odskoczyłam gwałtownie od
chłopaka.
- Chealsy
tak bardzo chciałbym cię przeprosić... – Zwrócił się do mnie, chwytając mnie za
dłonie. – Wiedziałaś, jaka ona jest, a ja nie chciałem cię słuchać.. Tak, wiem
głupi jestem. Może to brzmi banalnie i masz mnie za kompletnego palanta, ale
dla mnie to cholernie ważne. – Spojrzał mi w oczy.
Zasłuchana,
nie chciałam mu przerywać. Niech dokończy to, co zaczął.
- Czemu nic
nie mówisz?! – Zadrżał mu głos.
- A co mam
powiedzieć. Nie chcę cię dobijać słowami w stylu „a nie mówiłam”. To nie o to
chodzi. Od dłuższego czasu znałam prawdę, ale chciałam żeby to ona sama ci ją
powiedziała. Żebyś usłyszał te wszystkie rzeczy z jej ust. – Powiedziałam
wreszcie.
- Ale skąd
wiedziałaś, że…
- Nie
wiedziałam. – Przerwałam mu. – Samo tak wypłynęło i w dobrym momencie się
pojawiłeś. – Wzruszyłam ramionami.
- Nawet nie
wiesz jak bardzo się cieszę, że mogę zacząć od nowa. Wreszcie się od niej
uwolniłem. To takie uczucie, jakby ktoś rozpiął mi kajdanki, jakby z serca
spadł mi ciężar….ehhh. – Schował głowę w dłoniach.
- Spencer…
- Chwyciłam jego palce.
- Kocham
cię wiesz? – Szepnął spoglądając mi w oczy.
- Ja ciebie
też. – Odparłam z przekonaniem.
- Wiem. –
Wyszczerzył się. – Widziałem..
- Co? –
Spytałam zdziwiona.
- Nic nic.
– Uśmiechnął się.
- No już
zacząłeś to mów.
- Tego
dnia, jak cię ratowałem nad jeziorem, jedyną szansą na to, że przeżyjesz było
wchłonięcie się w ciebie. I wtedy właśnie zobaczyłem to wszystko, co do mnie
czujesz.. – Pokręcił głową.
- To,
dlaczego zaraz po tym oświadczyłeś, że planujesz pobrać się z Emily?! –
Krzyknęłam zbulwersowana.
- Mówiłem
ci, że głupi byłem. Proszę wybacz mi. Obiecuje, że już nigdy nie popełnię tak
dużego błędu. Tylko ty i ja. Nikt więcej.
- Wiesz,
co? Mam lepszy pomysł. – Uśmiechnęłam się. – Nic sobie nie obiecujmy. To życie
pisze scenariusze, a my jesteśmy jedynie marionetkami. Być może przeżyjemy
wiele kryzysów, ale jeśli mamy być razem, to wyjdziemy z nich z podniesioną
głową.
- Mi
pasuje. Umowa stoi? – Podniósł rękę.
- Stoi. –
Uścisnęłam dłoń, podczas gdy Spencer gwałtownie zbliżył się ku mojej.
- Poczekaj.
– Wtrąciłam. – Wyjaśnisz mi dlaczego akurat tą sentencję wybrałeś? –
Potrząsnęłam nadgarstkiem.
- „be like
a tear” – Przeczytał. – Być nieskazitelnie czystą, prawdziwą i tą jedyną. Poza
tym łza to szczególny symbol dla nas obojga, ale nie przez znamię wybrałem to. –
Spojrzał na moją smutną minę. – Uśmiechnij się. Każda łza jest dowodem, że
życie znów wygrało.
- Ughhhh
nie lubię jak mówisz cytatami, bo wtedy już stuprocentowo wiem, że masz rację. –
Uśmiechnęłam się.
- Taki
szczegół. – Powiedział składając na moich ustach gorący pocałunek.
Dopiero ten pocałunek uważam za nasz pierwszy.
Wszystko, co robiliśmy od tej pory uważałam za nasze pierwsze. Wszystko nabrało
sensu. Ja odzyskałam chęć życia, Spencer wyraźnie odżył. Po powrocie do szkoły
całej naszej paczce udzielało się nasze szczęście. Zresztą nie tylko my
zmieniliśmy stan związku. Zerwanie Dave’a i Polly być może okaże się sposobem
na narodzenie się nowego romansu. Być może Dave’a i Amy. Wydarzenia z ostatnich
2 miesięcy utwierdziły mnie w przekonaniu, jak krucha może być miłość. Żadna
wielka miłość nie umiera do końca. Można strzelać do niej z pistoletu lub
zamykać w najciemniejszych zakamarkach serc, ale ona jest sprytniejsza i wie
jak przeżyć, kiedy jesteśmy na skraju kryzysu. Są tacy, którzy uciekając od
cierpienia z powodu utraconej miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już
nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo
człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. W nim, bowiem istnieją
rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. Moim zdaniem życie jest szansą
na dowiedzenie się, czym jest miłość, przyjaźń, ale i również rozpacz lub
rozstanie. Wszystkiego tego już doświadczyłam, ale to nie oznacza, że przeżyłam
już wszystko. Doznałam dopiero garści tego, co jeszcze na mnie czeka. I pomimo,
że smutek przeplata się z radością jak warkocz, to jednak gdyby nasze istnienie
polegało jedynie na życiu w szczęściu to, co to by było za życie? Z czasem
stałoby się ono monotonne. A właśnie przez chwile smutku, uczymy się na
błędach, które popełnialiśmy, popełniamy i będziemy popełniać. Jednak nie warto
ich rozpamiętywać. Musimy podnieść wysoko głowę i iść przez życie z uśmiechem
na twarzy. I jak ktoś kiedyś powiedział: „Życie, choć krótkie, często jest
morzem łez i niepowodzeń. Kiedy stracimy coś, co pokochaliśmy, trudno nam jest
zacząć żyć na nowo. Iść dalej. Robić postępy. Czas leczy rany, ale nigdy nie
usunie blizn. Na pewien sposób rodziny się nowi, bardziej wrażliwi, choć często
zamknięci w sobie. Wtedy już wszystko zależy od naszego otoczenia –jeśli ktoś
życzliwy pokaże nam, że świat nie jest pułapką, z czasem otworzymy się z
powrotem, choć trudno będzie znów zaufać. Już zawsze będzie kierować nami
strach, że jeśli zaufamy, znów stracimy.”
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Łał kochani, udało mi się napisać tak jak obiecałam dłuższy. W sumie zarwałam dobre dwie nocki, bo siedziałam do 5:30 nad ranem. Nie wiem czy jesteście zadowoleni z takiego zakończenia, bo wiem, że niektórzy byli za Scott'em.
Tak jak wiecie to nie jest koniec losów tych bochaterów, bo niedługo znów zacznę pisać. Narazie jednak postanowiłam odpocząć i naprawdę nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział. Jedyny plus jest taki, że biorę ze sobą laptopa do Londynu, więc jak coś mi przyjdzie do głowy i będę miała czas to napiszę. A teraz mój monolog:
Chciałabym wam podziękować za ponad 2 miesiące, które były dla mnie świetne.
Czytałam wasze komentarze, które zachęcały mnie do dalszego pisania. Nie będę wymieniała komu dziękuje, więc zwracam się do was wszystkich, które zostawiły choć jeden komentarz na mojej stronie z jednym wielkim DZIĘKUJĘ.
Doczekałam się 46 754 odwiedzin. Osobom z Wielkiej Brytanii (761), Irlandii (264), USA (516), Szewcji (177), Belgi (175), Litwy (164), Niemiec (158), Rosji (131), Turcji (33), Hongkongu (19), Grecji (5) oraz tych, którzy niestety mi się niewyświetlają ale ich pamiętam: z Malezji, Filipin, Hiszpani, Portugalii, Japonii, Islandii, Brazylii, Kanady, Białorusi, Ukrainy, Meksyku, Węgier, Australii i Włoch jedno wielkie dziękuję.
203 obserwatorów, 1842 komentarzy. Jesteście świetni.
Gdyby nie moje wyjazdy inaczej by się to potoczyło, ale w sumie trzeba kiedyś odpocząć. Dlatego niedługo wracam i czekajcie na nowy wpis <33